Słowiańskie usuwanie uroku.

od Elli
Jajko na stracha
- Moja córka była mała, miała może 5 lat - mówi Anna. - Na podwórku zerwał się z łańcucha pies - wilczur, duży. Nic jej nie zrobił, ale ona się bardzo wystraszyła. Ze strachu nie mogła złapać oddechu. Aż w końcu zachłysnęła się powietrzem, padła nieprzytomna i zaczęła sinieć. Wzięłam ją na kolana, zaczęłam dawać klapsy i powoli, powoli, doszła do siebie. Ale potem przez dłuższy czas zrywała się z płaczem w nocy.
Bez przerwy śnił jej się ten pies. Aż jednego razu moja mama powiedziała, że trzeba “zdjąć” z niej ten strach. Na środku kuchni postawiła taborecik, a na nim swoją wnuczkę. Wzięła małą gałązkę z miotły brzozowej i szklankę. Z gałązki zrobiła wianuszek wokół tej szklanki. Nalała do połowy wody. Wzięła jajko. Zrobiła dziurkę tak jak w wydmuszce. Nad głową swojej wnuczki trzymała szklankę, zrobiła znak krzyża i wlewała do niej powoli białko. Aż w skorupce zostało tylko żółtko. Potem postawiła szklankę na parapecie. Ile to tam stało? Nie wiem, nie pamiętam. Kilka dni chyba. Potem z tego białka zrobił się taki biały... jakby puch, coś jak wata, i to miało kształt psa. Mama wzięła szklankę, poszła na podwórko i wylała to na dach, w rogu domu.
Oczy wybałuszam ze dziwienia. A Anna patrzy na mnie, uśmiecha się i twierdząco kiwa głową: - Tak, tak, wiem, jak to brzmi, ale naprawdę białka miało kształt psa. To z dziecka po prostu wyszedł strach.

Tę samą wersję, tyle że nie z laniem białka, a wosku, usłyszałam od innej kobiety.

3 komentarze:

DODAJ COŚ OD SIEBIE