Słowiański Szamanizm.

Ałtaj: lot szamana
Zinajda ma nieco ponad trzydzieści lat, jest nauczycielką w podstawówce. Mieszka z rodziną w drewnianym domku na obrzeżach Gornoałtajska, stołecznego i jedynego miasta Republiki Ałtaj. W chwilach wolnych od obowiązków pedagogicznych i zajęć domowych zajmuje się szamaństwem, czy też – używając właściwego terminu – kamłaniem.

Czułam zapach śmierci

– To jest moje przeznaczenie. O tym, że zostanę szamanką, wiedziałam od dzieciństwa. Miałam niezwykły dar: czułam zapach zbliżającej się śmierci, opisywałam przyszłe zdarzenia, jak to się u nas mówi – „widziałam”. Oświecenie przyszło, gdy przyśnił mi się starzec w bieli. Powracał w moich snach. Mój ojciec był wtedy ciężko chory; uzdrowiłam go.
Dżana wygląda i nosi się jak ałtajska wersja lalki Barbie. Początkowo nie dowierzałem jej umiejętnościom, ale renoma, którą się cieszyła, skłoniła mnie do wystawienia na próbę talentów szamanki. Na ten swoisty egzamin Dżana, w świecie dolnym podróżująca zazwyczaj na mistycznej gęsi, zajechała granatową hondą, z brawurowego prowadzenia której słynie od ajmaku ust’kańskiego aż po Gornoałtajsk. Pokazałem jej fotografie dwóch polskich alpinistów, którzy przed trzema laty zaginęli w górach Ałtaju. Zdjęcia leżały na stole miejscowej kawiarni, a Dżana długo się w nie wpatrywała. Wreszcie przemówiła, podając tak wiele trafnych szczegółów związanych w pierwszym rzędzie z charakterami obu chłopców, że trudno było nie uwierzyć w jej moc...

Magiczny lot
Mircea Eliade, autorytet w dziedzinie badań nad szamanizmem, opisuje go jako bardzo złożone zjawisko, podkreślając jednak, że w ścisłym sensie jest to fenomen syberyjski i środkowoazjatycki, choć istniał między innymi także wśród dawnych ludów europejskich. Szaman potrafi się wprawiać w stan ekstazy, a zdolności te umożliwiają mu magiczny lot, odwiedzanie zaświatów i panowanie nad niektórymi ich mieszkańcami. Dzięki temu może uzdrawiać ludzi, a także pomagać im w rozstrzyganiu innych ważnych problemów życiowych. Wśród wielu narodów Syberii funkcjonuje instytucja szamana, która w Ałtaju jest szczególnie wyrazista.

Lot szamana, choć wykonywany na planie innym niż fizyczny, przypomina podniebne wyczyny europejskich czarownic. Bęben szamański jest odpowiednikiem różdżki czarnoksięskiej, więzi też duchy, które średniowieczni demonolodzy próbowali usidlać w kręgach magicznych.

– Objawiono mi wiele rzeczy – opowiada Zinajda. – Patrzę na Ziemię jak na istotę składającą się z różnych organów: jej kręgosłup to Rosja, a Ałtaj jest pępowiną. Rzeki, góry i lasy Ałtaju to także jakby rozmaite części ciała. Poznałam swoich przodków. Jestem dwunastą szamanką w moim rodzie. Kiedy nawiedzą mnie wszyscy moi przodkowie, wtedy będę mogła się posługiwać bębnem.

– Bęben szamański to wielka odpowiedzialność – mówi Tamara Michajłowa, kiedyś dyrektor Instytutu Badań Humanistycznych w Gornoałtajsku, obecnie zwanego po prostu Instytutem Ałtaistyki. – Kiedyś etnografowie zabrali do Nowosybirska bęben zmarłego szamana z Kosz-Agacza. Ale... brzemię okazało się za ciężkie. Wkrótce zaczęły się przytrafiać im wypadki, które sprawiły, że odwieźli bęben tam, skąd go wzięli. Jednak w Kosz-Agaczu nikt nie chciał przejąć fatalnego instrumentu. Aż wreszcie zdecydował się na to początkujący szaman, dwudziestopięcioletni chłopak. Nie umiał jednak poradzić sobie z mocami ukrytymi w bębnie i popełnił samobójstwo.
(z tym bebnem to juz bylo wczesniej,Panienka o nim pisala )
Trzy światy
Geografia ałtajskiego wszechświata jest w zasadzie prosta: istnieją trzy światy – górny, środkowy i dolny. W pierwszym z nich rządzi bóg Ulgen, w drugim żyją ludzie, a trzeci, utożsamiany z piekłem, to dziedzina Erlika. Wyobrażenia tych sfer przedstawiają rysunki na szamańskich bębnach i kostiumach. Tam właśnie wędruje szaman podczas kamłania, w pościgu za porwaną przez demony duszą. Postaci duszy u Ałtajczyków jest kilka, a panteon zamieszkujących zaświaty demonów bardzo liczny. Szaman musi się w nim dobrze orientować, aby pomyślnie stoczyć walkę i odzyskać uprowadzoną duszę. Kiedy zwróci ją właścicielowi, ten będzie uzdrowiony.

Ciemną stronę tego zabiegu reprezentuje pogląd, że nic się nie dzieje za darmo. Świat wymaga równowagi. W zamian za zdrowie pacjenta, oddana zostaje – jak niektórzy twierdzą – dusza jakiegoś starca.
Szaman zostaje powołany z woli bogów. Wcześniej, nim dostąpi wtajemniczenia, musi jednak przejść różne próby. Faktyczna przemiana następuje, gdy przyszły szaman przeżywa własną śmierć. Leży dwa, trzy dni bez życia, a w tym czasie w zaświatach mijają lata, podczas których poddawany jest niezwykłym procesom. Demony rozrywają jego ciało na strzępy, łamią kości, wylizują mózg, aby potem stworzyć na nowo istotę obdarzoną już nadprzyrodzonym talentem.

– Kamłam tylko w określone pory – mówi Zinajda. – Nigdy podczas dni następujących po pełni Księżyca i po zachodzie Słońca. Zwłaszcza gdy nadciągający zmierzch przybiera krwawe barwy. Taka pora to kyzył ynyr – czerwony wieczór. Wtedy otwierają się bramy piekieł. Nie mam jeszcze dość sił, aby przeciwstawić się duchom ciemności. Zresztą kiedyś one trzymały się daleko od ałtajskich domostw. Teraz bywa, że zbliżają się do ogniska, serca domu i rodziny. To zło tkwiące w ludziach ośmiela demony.

Szamanka rzeczowo opowiada o źródłach swoich umiejętności, które związane są ze szczególną historią narodu ałtajskiego. Do własnej przeszłości Ałtajczycy odnoszą się z wielkim szacunkiem i bardzo dużo na ten temat wiedzą. Otaczają kultem zespoły kurhanów, liczne na południu kraju, choć są one przeważnie pochodzenia scytyjskiego, a znalezione w nich szczątki pod względem antropologicznym niewiele mają wspólnego z rasą ałtajską. Kiedy przed blisko dwunastu laty na płaskowyżu Ukok odkryto wspaniale zachowaną mumię „ałtajskiej księżniczki” (tatuaże pokrywające jej ramiona robią naprawdę wielkie wrażenie), natychmiast uznano ją za narodową świętość. Do dziś trwają starania, aby powróciła na Ałtaj z Nowosybirska, dokąd przewieźli ją uczeni.

Od czasu do czasu Zinajda, nie zmieniając tonu, wtrąca do rozmowy jakiś wątek na mój temat, zdradzając szczegóły, o których nie wiedzą nawet moi najbliżsi. Taki szamański zwyczaj...

Nie śmiej się z ducha skały
Kompletne misterium szamańskie – w zależności od tego, czy szaman udaje się do piekieł, czy też do górnych światów – przeprowadzane jest w jurcie albo w brzozowym lesie. Trwa długo. Szaman wymawia blisko sto kilkuzdaniowych formuł magicznych. Naśladuje zachowanie i głosy rozmaitych zwierząt i duchów, nawet pijacką czkawkę diabłów. Niewiarygodne, ale sterani wiekiem szamani, odziani w kostiumy ważące wraz z ozdobami ponad dwadzieścia kilogramów, zdobywają się na długie akrobacje pantomimiczne, które sprawiłyby kłopot nawet młodym linoskoczkom.

Do obrzędu przeprowadzanego przez Zinajdę potrzebne są określone przedmioty: gałązka jałowca, płachta w jasnym kolorze, wielkości prześcieradła, oraz nieco rozmaitej żywności – chleb, masło, mleko. Produkty te powinny pochodzić z gospodarstwa petenta; mnie pozwolono kupić je w sklepie. Do uspokojenia złych duchów przydaje się jeszcze alkohol.

Ważne, żeby na tych wszystkich przedmiotach pozostawał „astralny ślad” osoby, której pragnie pomóc szamanka. Nie chodzi tu akurat o uzdrowienie z dolegliwości fizycznej; każdy problem jest przecież poniekąd chorobą. Zinajda zawiesza materiał – jest on ekranem sprzyjającym koncentracji duchów. Z wolna wchodzi w trans. Co jakiś czas sięga po fajkę nabitą zwykłym tytoniem – to pomaga się skupić. Nareszcie pada odpowiedź: zdecydowana, jednoznaczna...

Na przełęczach zachodniego Ałtaju, przy źródłach, na wzgórzach rosną kam agacz – „szamańskie drzewa”. Ich gałęzie zdobią liczne wstążki i skrawki materiału. Wieszają je tubylcy, oddając w ten sposób hołd duchom przyrody (różne ałtajskie rody wykorzystują do tego odrębne gatunki drzew). Zwyczaj ten naśladują turyści, często bezrozumnie.

– Niektórzy mówią, że czcimy kamienie, drzewa, słowem martwe fetysze – mówi Siergiej, biznesmen z Gornoałtajska. – Ale czy ty, rozmawiając ze mną, zwracasz się do mojej powierzchowności, czy też obcujesz z tym, co jest w moim umyśle? Dla jednych istnieją duchy skał lub źródeł, inni w tym wypadku powiadają o szczególnej energii takich miejsc.

Ałtaj jest krainą niezwykłą: tu zetknęły się wpływy pierwotnych wierzeń syberyjskich, buddyzmu, lamaizmu, islamu i chrześcijaństwa (w wersji nestoriańskiej, staroobrzędowej i prawosławnej).
Psi Zad na kyrmysa
– Nie powinieneś teraz oglądać mojej twarzy – ostrzega Ałtaj. Bo Ałtaj to także imię – w tym wypadku nosi je trzydziestoletni szaman z rejonu Ust Koksy. U Ałtajczyków rzadko można spotkać tradycyjne imiona, przeważnie używają rosyjskich. Co nie znaczy, że nie posiadają imion w swoim języku, ale przeważnie czynią z tego tajemnicę. W XIX stuleciu podczas nawracania na prawosławie przyjmowali imiona świętych chrześcijańskich i prawie natychmiast je zapominali... Aby zmylić kyrmysy, czyli złe duchy, ałtajscy rodzice nadają czasem dziecku także miano odstręczające, na przykład Itpoch („Psi Zad”). Prawdziwe jego imię pozostaje pilnie strzeżoną tajemnicą.

Z kolei w czasach Związku Radzieckiego pełną garścią korzystano z arsenału nowomowy, skutkiem czego można spotkać Ałtajczyka o imieniu Gosbank (od rosyjskiego gosudarstwiennyj bank – „bank państwowy”).

Ałtaj klęczy przed małym ogniskiem, odwrócony plecami, i miarowo uderza w bęben. Ma na sobie dżinsy i koszulkę z angielskimi napisami o treści pacyfistycznej. Misterium przeprowadza według sobie znanych reguł, wchodzi jednak w kontakt z duchami, choć nie ściga uprowadzonej duszy. Przepowiada za to przyszłość, jest wróżbitą, czyli dżadaczy.
Z magią na uniwersytet

Szamanka. Północny Ałtaj, początek XX wieku.
więcej w galerii

Co pewien czas w różnych miejscach Republiki Ałtaj odbywają się konferencje poświęcone zagadnieniom szamanizmu. Często urządzane są w pobliżu wioski Tiungur (jej nazwa oznacza „bęben szamański”), nad brzegiem malowniczej Katuni, szerokim łukiem zstępującej w tym miejscu z lodowców pobliskiej Biełuchy. Ta najwyższa góra Syberii (4506 m n.p.m.) otoczona jest szczególnym kultem zarówno przez tubylców, jak i wielu przybyszów.

Z kolei na gornoałtajskim uniwersytecie odbywają się sesje poświęcone zagadnieniom Ak-Dian, białej wiary, czyli odradzającym się wierzeniom ałtajskim, zwane popularnie naradami szamanów. Bo też gmach uczelni przypomina wówczas opisywany przez braci Strugackich fantastyczny Instytut Badań Magii i Czarów. Stawiają się szamani i szamanki z różnych regionów Ałtaju, a także goście z innych rejonów Syberii. Na mównicę wchodzą na zmianę prelegenci w garniturach i ludowych strojach. Powszechnie wyrażane bywa wówczas przekonanie, że Ałtajczycy będą potężnym narodem, jeśli wrócą do swojej dawnej wiary. Mówi się o technikach szamańskich, padają propozycje regulacji obchodów świąt zielonych i żółtych liści, trwają spory o imiona antenatów.
Biała wiara uformowała się przed stu laty podczas zebrań na uroczysku Tereng jako fenomen dość skomplikowany, stanowiący jednak w pewnym stopniu reakcję przeciw obskurantyzmowi szamanów i stanowiący próbę odrodzenia moralnego narodu ałtajskiego. Ak Dian rozwija się bez przeszkód i ma status wyznania narodowego. Ale dawne zwyczaje składania ofiary, nazywany tailga, są, choć bardzo rzadko, kultywowane do dziś w niektórych zakątkach Ałtaju. Ofiarą jest przeważnie starannie wybrany na podstawie rozmaitych oznak koń, który podczas odpowiedniej ceremonii zostaje uduszony (lub też łamie mu się kręgosłup). Zdartą ze zwierzęcia skórę, ściśle zachowującą jego sylwetkę, wiesza się następnie na długiej żerdzi, mięso natomiast gotuje się i rozdziela wśród zebranych.
Szaman rehabilitowany
– Przy władzy radzieckiej kamłać było niebezpiecznie – opowiada Swietłana, szamanka spod Kosz-Agacza. – Ukrywaliśmy się, spełnialiśmy obrzędy w konspiracji. Teraz to co innego – władze Republiki Ałtaj przychylnie odnoszą się do wyznawców Ak-Dian.

Rzeczywiście, w Związku Radzieckim już w latach dwudziestych ubiegłego stulecia przystąpiono do walki z „syberyjskim zabobonem”. Szamaństwo okrzyknięto „hamulcem budowy socjalizmu”, szamanów sadzano do więzień i łagrów. W latach sześćdziesiątych represje osłabły, ale zdarzało się, że kamłano, używając zastępczo bata, bo bęben akurat zarekwirowała milicja. Etnografowie alarmowali, że z roku na rok zanika oryginalny fenomen folklorystyczny.
Dziś jednak szamaństwo w Ałtaju ma się dobrze i jak dawniej wokół niego koncentruje się duchowe życie narodu. Chociaż pełne misteria odprawiane są rzadko i raczej bez udziału postronnych widzów, współcześni szamani często uciekają się do innych sposobów przepowiadania przyszłości i pomocy potrzebującym. Niektóre z nich przypominają zajęcia wróżek…

W domu Wołodii nad lodówką marki „Mińsk” znajduje się ołtarz domowy – zawieszone na sznurze kolorowe skrawki materiału i gałązki jałowca. Takie widoki pospolite są w domach Ałtajczyków – w Kokorii na południu Ałtaju „duchy domowe” mają swoje sanktuaria w pobliżu liczników elektrycznych. Pomagają one Wołodii, gdy spełnia obrzęd diarynczy, czyli wróży z łopatki barana. Badając szczeliny lekko opalonej ogniem kości szaman poznaje sekrety tego, co dopiero nastąpi.

Wołodia przepowiada także z układu ziaren fasoli. Przebiera nimi niczym sprawny programista obsługujący klawiaturę komputera, grupując w rozmaite koła. Po chwili sytuacja jest jasna, wróżba brzmi niepomyślnie. Zadziwiający jest jednak szczegół związany z problemem, o którym szaman wspomina jakby od niechcenia i... trafia w dziesiątkę. Przecież tego wiedzieć nie mógł!

– Mąż pochodzi z szamańskiej rodziny – mówi żona Wołodii. – Jego wujek rozmawiał ze zmarłymi. Po zachodzie słońca widział ich dokładnie. Siadali za stołem, a on z nimi długo gawędził. Brrr! – otrząsa się jak na wspomnienie horroru.

– Po śmierci szaman, który podróżował do górnego świata, jest szczelnie owijany w skórę łosia. Potem jego zwłoki zawisną na gałęziach drzewa, wskazane przez niego jeszcze za życia – wyjaśnia Wołodia. – Tego, co odwiedzał piekło, składa się w ziemi.

W kolejce czeka następny klient, sąsiad Wołodii. Jego siostra leży na reanimacji w nowosybirskiej klinice...


jest to kolejna wklejka z sieci... piszcie w komentarzach inne opisy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

DODAJ COŚ OD SIEBIE